Witajcie witajcie, nadszedł czas podsumowania naszego pierwszego forumowego konkursu!
W kategorii literackiej nadesłaliście tylko jedną pracę, słabiutko. Wysłała ją Lunai i to do niej, walkowerem, leci nagroda. Aczkolwiek pierwszego miejsca nie dostaje tak całkiem za nic, bo otrzymała od nas 20 punktów na 30, co jest niezłym wynikiem ^_^
W kategorii plastycznej prac zostało nadesłanych... Całe dwie! W tej kategorii, już nie walkowerem, zwyciężyła również Lunai, otrzymując 22/30 punktów. Drugie zgłoszenie otrzymało punktów 19/30 :)
NADESŁANE PRACE Święta Mari - pod choinką Autor : Lunai
Święta Bożego Narodzenia, czas udawania lepszej osoby. Co roku, w czasie przygotowań świątecznych, mam ochotę zwrócić to, co zjadłam w ciągu całego roku. Wszyscy nakładają na twarze maski i udają życzliwe, kochające się osoby. Tata był zajęty już od trzech dni pracą, dlatego nie chciałam mu przeszkadzać ciągłym narzekaniem i na parę dni wyprowadziłam się do mojej małej kwaterki na mieście. Otworzyłam tylko dębowe stare drzwi i już zachciało mi się biec wprost w ramiona kibla. Zapach był tak drażniący, że nawet mój towarzysz - Yin, wolał nie wchodzić do środka. - Trudno się mówi… nie wycofam się już. Śmiałym krokiem pomaszerowałam do małego saloniku i pierdolnęłam na kanapę torbę z ubraniami. Do kuchni natomiast szybko wrzuciłam zgrzewkę piwa i butelkę whisky zapakowaną w szary papier. - No dobra chłopie… teraz zobaczymy, kto do nas pisze. Odpaliłam laptopa i od razu jedna z użytkowniczek forum, na którym często się pojawiam, napisała do mnie. Postanowiłam przeczytać treść na głos, gdyż tak byłoby mi lepiej zrozumieć te powykrzywiane i napisane kolorową czcionką napisy. - Kochana…(„taaa, akurat”)… Kochana zastanawiam się od paru dni... jak obchodzisz swoje święta? No wiesz? Prezenty, pierniczki, choinka, 12 potraw, opłatek i cała reszta. To przecież takie cudowne. Jestem bardzo ciekawa, jak Ty obchodzisz je z rodziną. Odpisz szybko! M-me..-Mela. Boże! Jaka dziwaczka! Od razu zatrzasnęłam laptopa, przypomniała mi się ta dziwka, która zostawiła mnie samą z ojcem, zachciało jej się opalonego fagasa, z żelem na włosach. Latynosi! Cholerni macho od siedmiu boleści. Wstałam z kanapy i otworzyłam pierwsze piwo. - Nie ma co, piękne święta. Nagle coś mnie olśniło… No właśnie święta! Zrobię własne, świętujące moje święta. Nie miało to sensu, ale co miałam robić, a tak, to chociaż się ponabijam z ludzi w kolejkach sklepowych. Wydam zbędne pieniądze, popatrzę na fajne dupy i po sprawie. Pod koniec wypiję sobie moich „kolegów” z kuchni, zjem coś i walnę się spać. W takim razie nie ma co czekać, zacznę robić ciasto na pierniczki. - Miska…? Jest! Mąka, jajka i reszta jest?! Jest! Popatrzyłam na zapchany blat kuchenny, - Ale to nie będzie dobre… - popatrzyłam w bok. Na stole stała moja, jeszcze nie wypita butelka piwa. - Piwo! Przez dłuższy czas mieszałam wszystkie składniki i pod sam koniec dolałam do nich piwa. Zakryłam wszystko folią i zostawiłam, żeby ciasto przeszło alkoholem. Teraz trzeba kupić foremki do wypiekania pierników. Ubrałam kurtkę i szalik, chwyciłam Yin’a pod pachę i wyszliśmy. Ulice były zapchane, świąteczne tabliczki powywieszane, światełka pozapalane. Nie chciało mi się latać po marketach, a na moje szczęście, ktoś miał tak zwany „pchli targ”, przed zasypanym śniegiem garażem. Na długich stołach leżały kartony z zabawkami i przedmiotami do codziennego użytku. Puściłam kota na ziemię i zaczęłam szperać. Same dupne szkatułeczki i książki dla dzieci. Nagle zauważyłam stół z kartką „ Świąteczne -30% mniej” Wręcz teleportowałam się tam. Stało obok mnie tylko jedno, dosyć ładne dziewczę. Jedyną jej wadą było to, że była typowym plastikiem. Neonowa miniówa, różowa kurteczka z futerkiem, białe kozaczki, torebeczka w kokardki i błyszczyk w ręku, którym co chwila „nawilżała” ponętne wargi. Miała piękne, brązowe włosy, układające się w fale. Zielone duże oczy tylko upiększały jej twarz. Niestety… materiały sztuczne mnie nie podniecają. Obudziłam się z rozmyślania i przed sobą zobaczyłam foremki w kształcie jabłek i dzwonków. Już je miałam chwycić, kiedy ta lalunia sprzątnęła mi je sprzed nosa. - Ej… oddaj mi je. Potrzebne mi są. - Mi też! – pomalowała usta oczojebnym błyszczykiem. -Nie tak jak mi… dawaj! – chwyciłam opakowanie, w którym były. -Nie obchodzi mnie to! – Zarzuciła włosami i szarpnęła mnie tak, że upadłam twarzą w śnieg. -Ty szmato! – Natychmiast się podniosłam i już miałam wyrwać jej te cudne włosy, kiedy zobaczyłam, że Yin rzyga na jej, jakże piękne kozaczki. - Ty zawszony kudłaczu! – kopnęła go tak, że odleciał na zaspę po drugiej stronie ulicy. - Teraz mam szansę. Rzuciłam się na nią i zaczęłam się szarpać. Chwyciłam ją za futerko z kaptura kurtki i popatrzyłam przez chwilę na jej wkurzenie malujące się na twarzy. - No wybacz! –”z główki” potraktowałam jej drapieżną dumę i odebrałam moje foremki. Otrzepałam się z białego pyłku i pomaszerowałam do sprzedawczyni. Patrzyła na mnie jak na wariatkę, bo tak właśnie wyglądałam w tej chwili, ale nie miałam tyle czasu, żeby teraz się tym martwić. Pożegnałam kobietę, chwyciłam towarzysza i pobiegłam do mojego kącika. Ponownie otworzyłam drzwi, ale tym razem mój nos nie wyczuwał już tej wstrętnej woni, zalatującej stęchlizną. Rozpakowałam ciasto i zaczęłam wałkować go grubym, starym wałkiem. Po chwili foremki leżały już w zlewie, a pierniczki piekły się w malutkiej kuchence. - No to co tam jeszcze było…opłatek. Hmm… opłatek to ciało Jezusa, a jednocześnie chleb. Otworzyłam chlebak, leżała tam skibka chleba sprzed miesiąca, oblężona pleśnią i dziwnymi kwasami. - Chyba jednak zrezygnujemy z tego dania. – Popatrzyłam badawczo na „pleśniaczka”. Kolejne były prezenty. Daje się je ludziom, z którymi się świętuje. Yin dostaniesz ode mnie… - Kuźwa! Nie mam pomysłu!! Rozejrzałam się po chacie. Zauważyłam jakiś badyl ze zwiędłej roślinki, starą wstążkę i nitkę wyciągniętą z koca. Na końcu patyka przywiązałam zieloną wstążkę, a wokół niej nitkę. Na nią natomiast przywiesiłam kawałek papieru z kolorowej gazety, zwiniętego w kulkę. Nową zabawkę zapakowałam w kuchenne sreberko. - Prezent dostaniesz później. Pomachałam Yin’owi przed nosem srebrnym przedmiotem. Nagle usłyszałam dźwięk z kuchni przypominający piszczenie. - Gotowe! – Wyjęłam z piekarnika pierniczki i położyłam je na duży talerz. - Okej…teraz pieprzona choinka. Tylko skąd ja ją wezmę jak już jest po 21? Yin zaczął ocierać się o zgrzewkę piwa. Butelki były zielone. No tak! Zaczęłam układać je w piramidę, ostatnią z nich, tą, która miała stać na szczycie opróżniłam parę godzin temu. Teraz pozostała mi gwiazdka, ale żadnej nie mam. Rozejrzałam się i jedyna żółta rzecz, jaką miałam pod ręką, to plastikowy kwiatek na parapecie będący słonecznikiem. - Pieprzyć to! Wygląda prawie jak gwiazdka. Włożyłam go do butelki. -Cudo! Wygląda …prawie jak choinka – zaprzeczałam sama sobie. Ale i tak jak na tę prowizorkę było dobrze. - No to teraz… 12 potraw?! O kurwa! Skąd ja je niby wezmę?! Z dupy raczej nie! W kuchni miałam same jabłka, procenty i oczywiście pierniczki. - Mam plan.
Chwyciłam za nóż i w niecałe trzydzieści minut przygotowałam 11 potraw. A dokładniej: jabłeczne talarki, jabłeczne frytki, jabłeczne krążki, jabłeczne chipsy, jabłeczną surówkę, jabłka z posypką z piernika, jabłka bez niczego - obrane, ćwiartki jabłeczne, jabłka w cukrze, jabłka w smażonym cukrze udającym karmel, jabłka starte w małe plasterki i do tego wszystkiego oczywiście pierniki stanowiące 12 potrawę. Do dużego kieliszka nalałam whisky i dodałam 3 kostki lodu z zamrażarki. Wszystko postawiłam na stole w saloniku i zabrałam się za chlanie i wpieprzanie kochanych jabłuszek. Kiedy spałaszowałam wszystko w niedługim czasie i opróżniłam butelkę trunku, przypomniałam sobie o zabawce dla mojego mądrego zwierzaka, które upominało się o niego stojąc jak wryte przy „choince”. Odpakowałam sreberko i podarowałam Yin’owi patyka z papierem i wstążką. -Wesołych Świąt! –krzyknęłam do niego na całe mieszkanie..
~~~
-„Tylko tyle pamiętam, później film mi się urwał. Następnego dnia, czyli dziś rano, obudziłam się z głową pomiędzy pustymi butelkami po piwie i cała upieprzona w pierniczkach. Tak właśnie obchodzę Święta, Mela.” Gotowe… wyślij. No Yin to były wspaniałe Święta z okazji moich Świąt. –uśmiechnęłam się do niego promiennie, ale nadal z chamskim spojrzeniem w oczach.
PS Fatalne sformatowanie tekstu jest winą nimikiny, Lunai nadesłała całkiem ładnie wyglądający tekst. Z naszych osobistych uwag ubolewamy tylko nad brakiem myślników zamiast dywiz ;c
Autor: Lunai
Autor: Tasche3320
PS Prosimy, żeby nikt nie zachowywał się jak Pendris, czyli zadawał uciążliwe pytania "a co jeśli" a potem nie nadesłał pracy, mimo że tak się nią chwalił.
|